niedziela, 30 października 2016

Październikowe wyjazdy: 1. Warszawa

Moim przepisem na polepszanie sobie humoru podczas szarych, jesiennych dni są wyjazdy. Przynajmniej dwa razy do roku staram się wyskoczyć do innego miasta chociażby na weekend, to pomaga mi zachować równowagę, odciąć się od codzienności i oczyścić myśli. Nie muszą to być wyjazdy w najbardziej odległe miejsca na świecie, czasem są w stanie pocieszyć mnie wypady do miejsc, oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów, ważne jest dla mnie jednak to, z kim na takie "podboje" się wybieram. Moimi ostatnimi destynacjami była Warszawa i Kraków. Obie te wyprawy zaliczam do bardzo udanych. Uważam, że były mi po prostu potrzebne i miło spędziłam czas. 


Muszę się Wam przyznać, że długo zastanawiałam się, czy dodawać ten wpis w takiej formie, w jakiej go teraz czytacie, ponieważ nie mam wystarczająco dobrej jakości materiałów i fotografii do stworzenia notatki. Zawsze staram się, aby materiały zamieszczane na blogu zachowywały odpowiednie standardy, w tym wypadku jednak postanowiłam zrobić wyjątek, po to, aby mieć jakąś formę pamiątki z wyjazdów i abyście mogli zobaczyć gdzie byłam, jak nie pojawiały się regularnie wpisy jak dotychczas. 


Do Warszawy wybrałyśmy się wspólnie z Mirelą, prowadzącą fantastycznego bloga  i cieszącego oko Instagrama , do którego obserwowania serdecznie Was zachęcam. Niestety nie miałam czasu aby robić zdjęcia, czasami zdarzyło mi się tylko nagrać jakiegoś Insta-snapa lub poprzez tę aplikację dodawać zdjęcia, zatem fotografie, które dodam poniżej nie są najlepszej jakości, ale mam nadzieję, że to wystarczy, żebyście zobaczyli jak minął mi ostatni czas.


Wreszcie doceniam fakt, że mieszkam tam blisko dworca. Pendolino to ostatnio mój ulubiony środek lokomocji, jego obsługa jest zawsze uprzejma i pomocna, wewnątrz jest dużo przestrzeni dla podróżnych, zatem jest wygodnie i przede wszystkim droga się tak nie dłuży, bo można ją spędzić chociażby w Warsie! Podróż do Warszawy zajęła mniej niż 3 godziny, a do Krakowa około 5 godzin. 


Głównym celem naszej podróży do Warszawy była wystawa Titanica z Melbourne odbywająca się w Pałacu Kultury. Wystawa były fascynująca i bardzo ciekawa, niestety źle zorganizowana. Oczekiwanie na to, aby zobaczyć eksponaty trwało około godziny, a ilość ludzi, która jednocześnie przebywała w tak małej przestrzeni była ogromna. Jednak mimo tych niedogodności, uważam, że warto było zobaczyć prawdziwe eksponaty pochodzące z Titanica, które przyznam się, w mojej wyobraźni, po zobaczeniu filmu, wyglądały zupełnie inaczej. Przykładem może być naszyjnik należący do Rose, który w filmie został ukazany jako ogromny, bogato zdobiony z wielkim kamieniem, nazywanym "Sercem oceanu", na żywo jednak był drobnych rozmiarów kamyczek, chociaż zapewne o dużej wartości nie tylko sentymentalnej :) 



Po wystawie udałyśmy się na prawdziwą ucztę do Aioli, przy ul. Świętokrzyskiej. Połączenie smaków było dla mnie niecodzienne, jedzenie było po prostu wspaniałe. Potwierdzeniem moich słów niech będzie długa kolejka przed lokalem, prawie tak długa jak do Manekina :) Zaraz po Aioli zaopatrzyłyśmy się każda w swój karton pączków z Dunkin' Donuts, których nie sposób kupić w Gdańsku. Na szczęście Dunkin' jest niedaleko Aioli, więc zdążyłyśmy na pociąg powrotny, chociaż mało brakowało... Niestety prócz wyglądu te amerykańskie smakołyki nie mają nic, co mogłoby mnie zachwycić, ich smak nie trafił w mój gust, czego bardzo żałuję bo, musicie przyznać, wyglądają bajecznie, nawet po przejechaniu razem ze mną prawie 400 kilometrów :) 




3 komentarze:

  1. Pączki może niekoniecznie zachwycają, ale do tego Aioli bym poszła na lunch :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdjecia ogolnie ładnie. Mnie osobiscie Warszawa znudziła i prócz ludzi kupujących dla szpanu te Donaty to Warszawiacy wcale ich nie kupują zbytnio

    OdpowiedzUsuń
  3. Kraków przepiękny! :)
    A donaty wyglądają bardzo smakowicie :)
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję, każdy komentarz przynosi mi wiele radości :)